Wstecz

Listy


Tajemnce "Kapitana Żbika"

Najdłuższa i najciekawsza polska seria komiksowa opowiadająca o przygodach Kapitana Żbika to kopalnia ciekawych i niezbadanych do dzisiaj tematów dla kolekcjonerów. Ze względu na swoją wielkość (obecnie 54 zeszyty), ilość rysowników i scenarzystów pracujących przy niej oraz długą obecności na rynku (15 lat) skrywa ona jeszcze wiele tajemnic. W poniższym tekście starałem się przybliżyć zarówno te wielokrotnie omawiane, jak i te zupełnie nieznane. Niektóre z nich spróbowałem wyjaśnić. Czy mi się to udało, pozostawiam do oceny czytelnika.

Bocian i Czarny

W skład cyklu "cyrkowego" wchodzą cztery zeszyty. Są to: Nocna wizyta, Wąż z rubinowym oczkiem, Pogoń za lwem i Salto śmierci. Opowiadają one o tropieniu przez Żbika włamywaczy, którzy na co dzień pracują w cyrku. W dwóch pierwszych zeszytach obrabowali oni kolejno jubilera Stanisława Stawickiego, a później doktora Leśniewskiego. W streszczeniu tych zeszytów umieszczonym na wstępie zeszytu trzeciego czytamy, że w czasie ostatniego włamania przestępcy popełnili jednak błąd, który wykorzystał kapitan Żbik. Na pierwszym kadrze Żbik mówi: Ubiegłej nocy ta sama grupa dokonała włamania w Szczecinie do mieszkania doktora Leśniewskiego. Skradli dużą ilość biżuterii o charakterystycznych cechach. Automatyczny magnetofon znajdujący się w mieszkaniu nagrał jednak rozmowę dwu włamywaczy. Stąd znamy ich pseudonimy: Bocian i Czarny o szefie mówili - Kruk.

Coś mi się jednak nie zgadzało. Wróciłem się jeden zeszyt do tyłu, aby sprawdzić jeszcze raz całą rozmowę włamywaczy w mieszkaniu doktora Leśniewskiego. Jak wspomniał Żbik, została ona zarejestrowana przez magnetofon. Oto jej treść: "(...)Zamknięte musisz się trochę pomęczyć... Co to dla mnie. Zaraz otworzę... Kruk ma nosa. Ale się obłowimy... Wracamy... Popatrz, jaki mały magnetofon. Wezmę go... Chcesz się narazić szefowi? Chodź!... Co to? Ratunku!..(...)".

To cały tekst nagrania, nie ma nic więcej. Jak widać, przestępcy użyli tylko pseudonimu swojego szefa Kruk. Do siebie nie zwracali się pseudonimami. Pytanie, które trzeba w tym momencie postawić brzmi: Skąd Żbik wiedział, że przestępcy mają pseudonimy Bocian i Czarny???

Odpowiedź jest tylko jedna: NIE WIADOMO!!!

Pierwszy raz pada pseudonim: Bocian dopiero na korytarzu, gdy już nie nagrywał tego magnetofon. Później Żbik umieścił ogłoszenie w prasie, w którym podano wszystkie pseudonimy przestępców i sprawa ruszyła z martwego punktu.

W każdym logicznej opowieści skutek powinien być konsekwencją przyczyny. W Pogoni za lwem jest skutek, w Wężu z rubinowym oczkiem nie ma natomiast przyczyny.

Jest to jedyny przypadek, w którym ingerencja scenarzysty pomogła Żbikowi w rozwiązaniu śledztwa.

Był nim Władysław Krupka. Zapamiętajmy na razie to nazwisko.

Damian

Cykl trzech zeszytów: Dwanaście kanistrów, Zakręt śmierci i W pułapce opowiada o losach kierowcy ślizgacza Kazika Bujakowskiego, który przypadkowo usłyszał rozmowę prezesa swojego klubu, której nie powinien był słyszeć, a później odkrył, że prezes podczas zagranicznych wyjazdów trudni się przemytem spirytusu, czym naraził się do tego stopnia, że prezes aż trzy razy próbował go zabić. Na szczęście bezskutecznie. Zastanówmy się teraz, co wiemy o podsłuchanej rozmowie.

Na 10. stronie pierwszego zeszytu prezes myśli: Czy słyszał całą rozmowę z DAMIANEM? Muszę z nim pogadać. Jeżeli przekonam się, że domyślił się o co chodzi, wtedy będę musiał się go pozbyć przy najbliższej okazji za granicą.

Na stronie 15. prezes myśli ponownie: O czym Kazik rozmawia z kapitanem Żbikiem? Czyżby zdążył już mu opowiedzieć o moim spotkaniu z DAMIANEM?

Podsumujmy. Prezes spotkał się z niejakim DAMIANEM, a rozmowa podsłuchana przez Kazika była tak kompromitująca, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo.

W kolejnym zeszycie po zamach na jego życie kolega zwierza się Kazkiowi z podsłuchanej rozmowy, w której jak ustalają ten sam mężczyzna ze szramą na policzku, czyli DAMIAN, krzyczał do prezesa: Poznaję Cię ty zdrajco... Ja cię załatwię... Musisz zapłacić za to, co zrobiłeś...

W ostatnim zeszycie Kazik opowiada o wszystkim Żbikowi. Mówi, że przed rokiem był za granicą świadkiem kłótni: Chodziło o sprawy okupacyjne. Miałem magnetofon i udało mi się nagrać fragmenty tej burzliwej rozmowy. Taśmę mam w domu...

Michał odbiera taśmę i tu zaczynają się niespodzianki!

Pułkownik Czeladka po przesłuchaniu taśmy mówi do Michała: A więc mężczyzna domagał się dalszych informacji od prezesa. Przypomniał mu, że za to właśnie mu płacą i że białe Volvo to prezent za oddane usługi.

O co tu chodzi? Przecież tematem rozmowy nagranej przez Kazika miały być sprawy okupacyjne. Czy Czeladka słuchał tej samej taśmy? Przypomnijmy, że prezes spotkał się z DAMIANEM, a ten oskarżał go o zdradę. Przed nami jeszcze większa niespodzianka.

Na stronie 20. prezes zobaczył za sobą mężczyznę w samochodzie i co wtedy pomyślał?

Uwaga: DAMIAN? Przecież on zginął w czasie wojny! To niemożliwe!. A po chwili: To jednak on!W jaki sposób się uratował?

Na ostatniej stronie DAMIAN opowiada, że w czasie wojny prezes był agentem gestapo i oddał cały jego oddział w ręce Niemców.

Nie to jest jednak najważniejsze. Ważne jest to, dlaczego nagrała się inna rozmowa i dlaczego prezes dziwi się, że Damian żyje skoro widział go podobno dwa razy po wojnie: przed rokiem i kilka dni temu.

Moim zdaniem pogubił się scenarzysta, którym znowu był Władysław Krupka. Trudno w to uwierzyć, ale przy pracy nad trzecim zeszytem zapomniał chyba co działo się w dwóch poprzednich.

To niestety nie ostatnia jego pomyłka.

"Miłość" kapitana Żbika

W 1971 roku ukazał się zeszyt pt. Gotycka komnata, w którym Żbik prowadził śledztwo w sprawie śmierci kustosza Grońskiego z muzeum w Waśnicach. Poznał w nim panią kustosz Danutę Zawadzką. Przypadli sobie nawet do gustu. Na końcu obiecał ją odwiedzić. Gdy więc w zeszycie z 1982 roku pt. 'St. Marie' wychodzi w morze... w drodze do Gdyni gdzie miał prowadzić śledztwo w sprawie zaginięcia niemieckiego marynarza Hansa Jurgena kazał skręcić do muzeum. Można było przypuszczać, że spotka tam swoją dawną znajomą. Niestety, okazało się, że miejscowość nazywała się - Waśniewice, a pani kustosz - Krystyna i oboje byli w sobie zakochani.

Sprawa ta została opisana już przez min. Janusza Pawlaka, Arkadiusza Bileckiego i Adriana Ryczkowskiego. (patrz dział Skąd my...). Okazało się, że komiksy są adaptacjami książek Władysława Krupińskiego (pseudonim autora scenariuszy komiksów Władysława Krupki) "Tajemnica gotyckiej komnaty" i "Skazałeś ją na śmierć". W książkach miejscowość nazywa się Waśniewice, pani kustosz ma na imię Iwona, a sprawy prowadzi kapitan Mirski. Co by znaczyło, że pan Krupka zmieniał nazewnictwo jak rękawiczki. Dowodem na to, że w obu sprawach występuje ta sama pani kustosz jest ostatnie zdanie pierwszej książki: (...)Wezwał mnie pułkownik. - Mam dla ciebie sprawę. Było to zabójstwo. Tym razem marynarza zagranicznego statku, którego utopiono w zbiorniku z amoniakiem. Po trzech dniach jechaliśmy tam samochodem. Przejeżdżaliśmy przez Waśniewice. Wysiadłem przed zamkiem.(...)

Według mnie dowodzi to tylko, że w wersji książkowej to ta sama pani kustosz. Wydaje mi się jednak, że komiksy powinny żyć swoim własnym życiem i nie można tłumaczyć, tego co się w nich zdarzyło, książkowymi pierwowzorami.

Ponowna lektura "kolorowych zeszytów" sprawiła, iż znalazłem, jak mi się wydaje dowód na to, że kustosz z Gotyckiej komnaty i ta z 'St. Marie' wychodzi w morze... to nie ta sama osoba. Podchodząc do sprawy tak, aby była ona prawdopodobna, przyjąłem, że możliwe jest aby pani kustosz zmieniła imię, kolor włosów, wyleczyła chory wzrok. Możliwe jest również, że miejscowość zmieniła nazwę.

Jest jednak coś, czego nie można zmienić. Są to okoliczności pierwszego spotkania. Danutę, co nie ulega wątpliwości, Żbik poznał podczas śledztwa w sprawie śmierci kustosza Grońskiego. Krystynę natomiast poznał podczas sprawy włamania do muzeum. Wynika to z dialogów w 'St. Marie' wychodzi w morze..., gdzie na str. 11 jeden z milicjantów mówi: Ładna babka. Poznałem ją gdy major prowadził w Waśniewicach sprawę włamania do muzeum. I na str. 14 gdzie z kolei Krystyna wspomina: Od czasu tamtego włamania spokój. Zresztą zrobiliśmy dodatkowe zabezpieczenia.

Możliwe, że było to inne muzeum lub to samo, a miejscowość zmieniła nazwę.

Jeżeli moja teoria jest prawdziwa, to dlaczego nigdy nie poznaliśmy w "kolorowych zeszytach" sprawy, w której Żbik poznaje Krystynę.

Mamy więc obecnie trzy teorie.

1. To ta sama pani kustosz i ta sama miejscowość.
2. To inna pani kustosz i inna miejscowość.
3. To inna pani kustosz, ale ta sama miejscowość.

Pierwsza jest prawdopodobna, tylko wtedy gdy przyjmiemy, że komiksy i książki to nierozerwalna całość.

Druga i trzecia teoria jest prawdopodobna tylko dla wersji komiksowej. Oto wymyślona przez Janusza Pawlaka przy mojej pomocy chronologia zdarzeń możliwa dla teorii drugiej i trzeciej: morderstwo kustosza Grońskiego, Żbik i Danuta rozwiązują tajemnicę gotyckiej komnaty, zmiana nazwy miejscowości (zdarzenie tylko dla teorii drugiej), Danuta odchodzi z pracy, Krystyna rozpoczyna pracę, włamanie do muzeum, Żbik spotyka Krystynę i zakochuje się, dłuższe rozstanie, odwiedziny w drodze do Gdyni.

Arkadiusz Bilecki twierdzi, że rozwiązanie całej spraw zależy, od tego czy zajmują się nią dogmatycy czy rewizjoniści. Coś w tym jest.

Nie przemawiało jakoś do mnie to, że Władysław Krupka tak po prostu się pomylił z imionami, miejscowościami i okolicznościami spotkania. Porównać by to można do scenarzysty, który pisze 36 odcinków serialu (tyle scenariuszy Żbików napisał Krupka), a na koniec zapomniał, jak nazywali się główni bohaterowie oraz jak i gdzie się poznali. Udowodniłem jednak chyba wcześniej, że pomyłki nie były dla niego niczym nowym.

Możliwe jest, że to Jerzy Wróblewski, który podobno dokładał do scenariuszy coś od siebie, nie przeczytawszy może nigdy Gotyckiej komnaty wypalił nagle z dymkami o włamaniu. Krupka natomiast był zajęty przygotowaniami do stanu wojennego i już tego nie skorygował.

Pomyślałem, że przynajmniej część sprawy można wyjaśnić przy pomocy atlasu, ale nie znalazłem w nim ani Waśnic, ani Waśniewic.

Na mapie Polski znajduje się jedynie miejscowość Waśniewo, która leży 12 kilometrów od trasy Mława-Nidzica w dawnym woj. olsztyńskim, czyli niedaleko morza. Ciekawe jest to, że trasą tą jedzie się z Warszawy do Gdyni (tak jak to robił Żbik). To chyba nie jest zbieg okoliczności.

Miejscowość ta musiała posłużyć scenarzyście jako pierwowzór komiksowych Waśniewic. Odpowiedź, której z trzech teorii to dowodzi, pozostawiam czytelnikowi.

Błękitna serpentyna

W roku 1974 z okazji 30 lat MO wydawnictwo zdecydowało się na wznowienie całego cyklu rozpoczynającego się od zeszytu Zapalniczka z pozytywką. Tytuły na okładkach zmieniono w porównaniu z I wydaniem, ponieważ wszystkie były teraz w białym pasku. Zrobiono to zapewne dlatego, aby zaakcentować, że wszystkie zeszyty stanowią jedną zwartą całość.

Ostatni piąty zeszyt cyklu (Błękitna serpentyna) oprócz białego paska miał również narysowaną całkiem nową okładkę. Arkadiusz Bilecki w swoim artykule "Z komiksowego archiwum X" zamieszczonym w AQQ nr 22. wysunął hipotezę, że okładkę przemalowano, ponieważ biały pasek zasłoniłby głowę tancerce i odwrotnie. Przeprowadził nawet symulacje graficzne i w żaden sposób nie można pogodzić okładki I wydania z koniecznością umieszczenia białego paska. (Więcej czytaj w działach: Listy oraz Galeria).

Jest to według mnie najbardziej prawdopodobna hipoteza, ale czy jedyna?

Kiedy pierwszy raz na konwencie w Łodzi zobaczyłem okładkę z I wydania (mam cały cykl w wyd. II) pomyślałem sobie, że tancerka była zbyt ekstrawagancka i za bardzo demonstrowała swój biust. Wkroczyła w to wszystko cenzura i Rosiński musiał ją przerysować, ponieważ seria przeznaczona była raczej dla młodzieży. W artykule Wojciecha Tochmana "Gdzie jesteś kapitanie" (plik tif - 1,23 mb) zamieszczonym w Gazecie Wyborczej redaktorka "Wydawnictwa Sport i Turystyka" Grażyna Paprocka wspomina: Żbik musiał być czysty moralnie. Poszedł raz do kabaretu dla dobra śledztwa. Ale artystkę na scenie kazano nam ubrać w szczelne tiule.

Żbik był tylko raz w kabarecie. Nie ulega chyba wątpliwości, że chodzi tu o Błękitną serpentynę.

Aby sprawdzić, o czym mówiła pani Paprocka, postanowiłem kupić I wydanie Błękitnej serpentyny i porównać go z wydaniem II. Obejrzałem dokładnie wszystkie kadry z tancerkami w obu wydaniach.

Co się okazało?

W wyd. I na stronach 14 i 15 wszystkie tancerki na scenie mają tiulowe czerwone staniki, które nie okrywają całych biustów. Natomiast na tych samych stronach w wyd. II, te same tancerki mają staniki niemal po szyję. Poszczególne kadry nie zostały narysowane na nowo, tylko odkryte biusty tancerek wyretuszowano, a w ich miejsce podwyższono staniki.

Wynika z tego, że ingerowała tu cenzura. To, co wydrukowano w roku 1970, ocenzurowano 4 lata później. Zrobiono problem z wydawałoby się błahej sprawy.

Skoro wiemy już, że dokonano zmian wewnątrz komiksu, jakże inaczej przedstawia się sprawa narysowanej na nowo okładki. W pierwszej wersji tancerka stoi w jej centralnym punkcie w świetle reflektorów i na dodatek z wyeksponowanym biustem. W wersji drugiej natomiast tancerka jest o wiele mniejsza. Stoi z boku i jest umiejscowiona w cieniu.

Moim zdaniem zrobiono to celowo. Jeżeli tak, to znaczy, że okładkę również ocenzurowano. Faktem jest jednak, że gdyby zostawiono okładkę z pierwszej wersji to, pasek z wyd. II zakryłby tancerce głowę, chociaż przypominam, że indiański totem na okładce w II wyd. Spotkaniu w 'Kukerite' zakryto paskiem. Ale totem to nie głowa tancerki. Być może obie teorie są zgodne z prawdą, a tancerkę i tak by zmieniono, nawet gdyby jej głowa nie zgrywała się z paskiem. Kto wie?

Czy zmian tych dokonał sam Grzegorz Rosiński?

Wydaje mi się, że tak. Przypominam, że Rosiński był obecny przy pracach nad wydaniem II, ponieważ do całego cyklu narysował nowe Za ofiarność i odwagę. Mógł więc dokonać zmian w komiksie i narysować nową okładkę. Dziś tego nie pamięta, ale nie jest to ostatecznym dowodem, gdyż, jak stwierdziłem na ostatnich dwóch łódzkich festiwalach, jego pamięć na temat swojej pracy nad komiksami ogranicza się zaledwie do kilku ostatnich albumów Thorgala. Nic w tym jednak dziwnego gdy ma się ponad trzydziestoletni dorobek twórczy.

Dziękuję kapitanie

Ponowna lektura wszystkich "kolorowych zeszytów" przed napisaniem pierwszego artykułu o Żbiku (Krakers nr 17) zwróciła moją uwagę na to, że jeden z nich uznawany we wszystkich zestawieniach za zeszyt autorstwa Z. Sobali nie pasuje do pozostałych zeszytów tego autora. Mowa tu o zeszycie Dziękuję kapitanie z 1968 roku. Jest w nim inny charakter pisma niektórych liter w dymkach, dymki zaczynają się pół okrągłym ogonkiem, a nie szpiczastym, myśli bohaterów są w dymku okrągłym, a nie prostokątnym, napisy w ramkach są wyeksponowane grubym tłustym drukiem. (Patrz też: Ewolucja...).

Wymyśliłem nawet, co mi to przypomina, ale o tym później.

Adam Rusek z Biblioteki Narodowej w tekście "Drodzy Przyjaciele", który został umieszczony na drugiej stronie zeszytowego wydania dwóch komiksów gazetowych o przygodach Żbika wydanych pod wspólnym tytułem Pięć błękitnych goździków, napisał, że autorem rysunków do zeszytowej wersji Dziękuję kapitanie jest Jan Rocki.

Styl niektórych grafików rysujących komiksy w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych można określić jednym wspólnym delikatnym mianem - "nieporadny", przez co podobny do siebie. Gdy jednak porównamy komiks gazetowy "Dziękuję kapitanie" narysowany na pewno przez Z. Sobalę (są sygnatury Z.S.) z jego wersją zeszytową okaże się, iż różnią się od siebie tak bardzo, że autorem rysunków wersji zeszytowej musiał być inny rysownik.

Kim więc jest Jan Rocki, o którym wspomina Adam Rusek w swoim tekście?

Jest on znany szerszemu gronu czytelników z dwóch zaledwie krótkich 4-stronicowych komiksów. Oba o tematyce wojennej, ukazały się w Magazynie Opowieści Rysunkowych RELAX w 1977 roku. Pierwszy z Relaxu nr 6 nosi tytuł "Zdobyć most" i opowiada o bohaterstwie żołnierzy radzieckich. Drugi komiks zamieszczony w Relaxsie nr 9 to "Piorun więcej nie uderzy". Opowiada o rozbiciu groźnej bandy w 1946 r.

Nie można jednak na ich podstawie ostatecznie przypisać Janowi Rockiemu narysowania zeszytowego Dziękuję kapitanie.

W moich zbiorach znajduje się 53-stronicowy wojenny komiks ("Na partyzanckich ścieżkach") wydrukowany w gazecie "Na Przełaj" autorstwa Jana Rockiego. Komiks pochodzi z lat 1968/69 r., a więc jest równolatkiem Dziękuję kapitanie. Wszystkie szczegóły, o których wspominałem wcześniej, są identyczne w obu komiksach. Dlatego też moim zdaniem przesądza to sprawę narysowania przez Jana Rockiego jednego ze Żbików.

Adam Rusek pisze również, że wydawnictwo zarejestrowało omyłkowo innego autora scenariusza Zbigniewa Safjana. Zbigniew Safjan i Andrzej Szypulski są autorami "Stawki większej niż życie" ukrywającymi się pod pseudonimem Andrzej Zbych. Czy można z tego wywnioskować, że jeden z ojców Hansa Klossa nie jest ojczymem Żbika?

Gdy mamy już większą wiedzę na temat rysowników "kolorowych zeszytów" spróbujmy ich policzyć.

Są to: Z. Sobala, G. Rosiński, B. Polch, J. Wróblewski, M. Wiśniewski, A. Kamiński, J. Rocki i nieznany grafik, który przerysował zaginione Salto Śmierci do II wydania. Czy to już wszyscy? Nie.

Pamiętać należy o odkryciu Arkadiusza Bileckiego, który wyśledził, że rysownikiem Za ofiarność i odwagę do zeszytów Śledzić fiata 03-17 WE i Wzywam 0-21 jest Szymon Kobyliński. Czy tylko tych?

Analizując dokładnie inne plansze Za ofiarność i odwagę stwierdziłem, że we Diademie Tamary pojawia się ten sam styl kreski, co w Śledzić fiata 03-17 WE i ten sam charakter pisma w dymkach, co w Wzywam 0-21. Diadem Tamary jest pierwszym Żbikiem Grzegorza Rosińskiego, co nie oznacza, że Kobyliński nie mógł narysował do niego Za ofiarność i odwagę. Pośrednim dowodem jest to, że są to kolejne Żbiki nr: 5, 6, 7, a styl Kobylińskiego przypomina styl Rosińskiego, dlatego można to przeoczyć.

Podsumowując - grafików którzy narysowali swoje zeszyty autorskie było siedmiu. Ósmym jest rysownik, który tylko przerysował album. Dziewiątym jest Szymon Kobyliński, który bądź co bądź umieścił swoje plansze w serii.

Czy to już wszyscy? Nie wiadomo.

Kto zabił Jacka?

W latach dziewięćdziesiątych wydawane na kredowym papierze komiksy już nikogo nie dziwiły. Stały się normalnością. Wcześniej w latach osiemdziesiątych część nakładu niektórych komiksów wydawano na takim właśnie papierze. Była to jednak rzadkość.

W moich zbiorach znajduje się egzemplarz komiksu Kto zabił Jacka? z I wydania, który został wydany na kredowym, błyszczącym, ale trochę pożółkłym papierze. Nie wiem niestety, czy w tak eleganckiej jak na tamte czasy formie wydano cały nakład tego komiksu czy tylko jego część. Jest to na pewno najładniej wydany Żbik. Przypominam, że komiks pochodzi z roku 1976.

Czyżby, papier kredowy w polskim komiksie był wynalazkiem już lat siedemdziesiątych?

Kadr z Granatowej cortiny

Cała seria o przygodach kapitana Żbika składa się z kilku tysięcy kadrów. Jest jeden, który tak do końca nie wiadomo, co przedstawia. Chodzi mi dokładnie o przedostatni kadr z zeszytu Granatowa Cortina, którego rysownikiem jest Jerzy Wróblewski. Nie jest on duży ma zaledwie 3 na 6 centymetrów. Jeżeli się nie mylę, przedstawiono na nim fragment tylnej części zielonej marynarki - między plecami, a rękawem należącej do wywiadowcy z rysunków obok. Zagadka nie wydaje się trudna. Problem nie jest jednak w tym, co on przedstawia.

Nie byłbym po prostu sobą, gdybym nie zapytał: PO CO ON TAM JEST?

Podziękowania: Januszowi Pawlakowi i Arkadiuszowi Bileckiemu za cierpliwość.

Arkadiusz Florek

Powrót