Wstecz

Z prasy ...


Komiks jest trochę jak film: są widoczni bohaterowie, dialogi, monologi, narratorzy. Tyle że wszystko narysowane w stop-klatkach. W peerelu komiksów nie było tyle co na Zachodzie, ale za to jakie! Uwielbianym przeze mnie, sztandarowym produktem epoki była seria o kapitanie Żbiku, tak znakomita, że mogłaby posłużyć za scenariusz do niejednego filmu sensacyjnego.

Zdarzyło się tak, że posłużyła. Fakt, że tylko raz, ale jednak. Jeden z odcinków serialu "07 zgłoś się" powstał na podstawie tego samego opowiadania (autorów Aleksandra Minkowskiego i Władysława Krupki) co czteroodcinkowa seria kolorowych zeszytów (jak oficjalnie nazywano peerelowskie komiksy).

Wersja komiksowa (odcinki: Nocna wizyta, Wąż z rubinowym oczkiem, Pogoń za lwem, Salto śmierci) była dłuższa i znacznie ciekawsza od filmowej (Skok śmierci), w której kapitana Żbika zastąpił porucznik Borewicz (Bronisław Cieślak).

Była to historia złodziejskiego gangu, którego członkami byli cyrkowi akrobaci. Objeżdżali kraj z cyrkiem i w różnych miastach rabowali bogate domy, długo pozostając dzięki tej metodzie nieuchwytnymi. W komiksach było mnóstwo fascynujących scen, dla których nie znalazło się miejsce w wersji telewizyjnej, dlatego polecam przewertowanie półek w mieszkaniu rodziców albo wizytę w ulicznym antykwariacie (stare komiksy ostatnio łatwiej dostać) i przypomnienie sobie, o co chodziło z tym wężem z rubinowym oczkiem.

Żbik w wiklinowym koszu

Jest w żbikach inna historia, znacznie ciekawsza od powyższej i moja ulubiona; nie wiadomo dlaczego wciąż nie sfilmowana. Dotyczy najdłuższej serii - aż pięcioodcinkowej - narysowanej na przełomie 1969 i 1970 roku. Znawcy już wiedzą : chodzi o odcinki Zapalniczka z pozytywką, Spotkanie w Kukerite, Podwójny mat, Porwanie i Błękitna serpentyna. Właśnie w Porwaniu ma miejsce opis najbardziej fascynującej i ekscytującej historii, na jaką natrafiłem w żbikach. Do dziś, gdy ją czytam, ciarki chodzą mi po plecach. A było to tak:

Kapitan Żbik, dzięki zewnętrznemu podobieństwu do jednego z członków szajki, przenika jej szeregi. Jednak centrala zauważa, że od pewnego czasu coś jest nie tak - zatem pewien bandzior, nazwiskiem Werner, otrzymuje zadanie dowiezienia "inżyniera" (Żbika) do Wiednia. Ponieważ przypuszcza, że inżynier nie zgodzi się dobrowolnie pojechać aż do Austrii, postanawia przewieźć go sposobem. W pociągu do Pragi Żbik zostaje podstępnie uśpiony, a potem umieszczony w dużym wiklinowym koszu, który trafia na pokład samolotu z Pragi do Wiednia.

Plany przestępców zostają jednak pokrzyżowane. Żbik budzi się podczas lotu i zostaje uwolniony z kosza przez jedną ze stewardess imieniem Zdenka. W scenerii przedziału bagażowego dochodzi między nimi do takiej rozmowy:

- Kim pan jest?
- Jestem oficerem polskiej milicji. Jechałem pociągiem z Bukaresztu do Pragi... Ktoś mnie uśpił. Gdzie jestem?
- Jest pan w samolocie czeskich linii lotniczych. Lecimy do Wiednia, a potem do Paryża.
- Oto mój znaczek rozpoznawczy polskiej milicji...

W tym momencie na miejscu kapitana natychmiast umarłbym ze strachu, bo panicznie boję się latać. Obudzić się w powietrzu to najgorszy koszmar, jaki mógłby mi się przytrafić. Kapitan jednak jest dzielny, pokazuje znaczek (którego, o dziwo, nie znaleźli przy nim przestępcy) i nie zważając na niewygodę ukrywa się do końca lotu w kuchennej szafce. Zdenka tymczasem pisze list do swej czeskiej koleżanki, która mieszka pod Wiedniem, z prośbą o pomoc dla kapitana. Pod osłoną nocy kapitan opuszcza samolot i sobie tylko wiadomym sposobem wydostaje się z płyty lotniska. Następnie idzie kawał drogi wzdłuż ruchliwej szosy, dociera do stacji benzynowej Esso i wreszcie trafia do ładnego domku pani Rosity. Ta, po przeczytaniu listu od Zdenki, decyduje się pomóc kapitanowi. Nie zważając na późną porę zabiera go do samochodu (Citroen 2CV) i zawozi na brzeg Jeziora Nezyderskiego. Tam ma miejsce rzecz niesłychana - kapitan przekracza wpław zieloną granicę, ale nie tak jak wszyscy, tylko odwrotnie - na Węgry. Rosita daje dowód znakomitej znajomości terenu, zna nazwy nadgranicznych miejscowości, jej pomoc jest nieoceniona. A ja nie mogę pozbyć się pokusy powtórzenia kapitanowego wyczynu sprzed 30 lat.

Nakręćmy Żbika!

Sprawa nie powinna być trudna. Nie trzeba dać się porywać, można poprosić o przewiezienie paszportu przez granicę kogoś znajomego, albo wręcz przenieść go ze sobą, choć to byłoby pójście na łatwiznę - kapitan naprawdę ryzykował, bo nie miał żadnych dokumentów.

Sprawdziłem wszystko na mapie (na początek wystarczy samochodowa w skali 1:200.000) i odtworzyłem prawdopodobną drogę kapitana. Rzeczywiście, przez Neusiedler See przebiega granica węgiersko-austriacka. Trzeba dojechać do Mörbisch am See (jakieś 70 km na południowy wschód od Wiednia), następnie 2 km do Seebühne Bad. Potem przejść pieszo na południe bagnistej wysepki. Stamtąd już tylko mały kawałek (jakieś 1000 m) wpław na południe na węgierski brzeg. Potem spacer do miasteczka Fertorákos (przespać trzeba się - tak jak kapitan - w kopcu siana), a rano, oczywiście pieszo, należy przejść 7 km do miasta Sopron, skąd odchodzą pociągi do Budapesztu. Z dworca należy obowiązkowo zadzwonić do porucznik Marzeny - może ją zastąpić jakaś lubiąca ryzyko koleżanka - która powie: "Żbik! Zaraz tam będę!", a po przybyciu na dworzec: "Jak ty wyglądasz? Skąd się tu wziąłeś? Zmiana planu?" Wtedy można już oficjalnie wznieść toast za powodzenie wspaniałej i ryzykownej akcji i rozpocząć kręcenie zdjęć do filmu o tej - jakże fascynującej - przygodzie. Chociaż wskutek upadku żelaznej kurtyny cała operacja będzie pewnie znacznie łatwiejsza i obarczona mniejszym ryzykiem wpadki niż 30 lat temu.

Uwaga! Poszukujemy aktorów!

Kapitana Żbika powinien zagrać mężczyzna wszechstronnie sprawny, dżentelmeński i przystojny. Taki jest oczywiście tylko Bogusław Linda. Do roli Zdenki-stewardessy, aby trzymać się komiksowego pierwowzoru niebieskookiej blondynki z okrągłą buzią, proponuję Edytę Olszówkę. Do roli porucznik Marzeny najlepsza będzie Agnieszka Kotulanka, która nabrała już doświadczenia w konspiracji dzięki serialowi Klan. Rolę Wernera - siwiejącego, dojrzałego mężczyznę w okularach - najlepiej odtworzy Krzysztof Kolberger. W roli wiklinowego kosza chętnie wystąpi Barbapapa.

Nie mam niestety pomysłu, kogo obsadzić w roli Rosity. Może ktoś z odwiedzających e-zone zaproponuje kandydaturę? Rosita jest dość młodą (25-30 lat) brunetką z włosami do ramion. Ma duże, ciemne oczy i wyraźnie nakreślone brwi; spory nos i wydatne, pomalowane szminką usta. Typ hiszpański. Prawdopodobnie jest zgrabna. Nosi dżinsy i czerwoną opaskę we włosach. Niestraszne jej nocne eskapady z nieznajomym, umie szybko prowadzić samochód. Z pewnością mówi dobrze po czesku i niemiecku. Innych danych brak.

Zdjęcia można nakręcić nad dowolnym jeziorem. Rolę wiedeńskiego lotniska mogą zagrać resztki pasa startowego na warszawskim Bemowie. Domek taki, w jakim mieszka Rosita, łatwo będzie znaleźć gdzieś na Pomorzu. Mamy otwartą gospodarkę rynkową, więc stacja Esso też się znajdzie.

W zasadzie nie ma żadnych przeszkód, dlaczego więc do dziś nie powstała filmowa adaptacja Porwania??? Naprawmy to niedopatrzenie, marnuje się świetny scenariusz!

Max Suski

Powrót