Wstecz

Z prasy...

 

"Przytul mnie mocno..."

Nareszcie doszlusowaliśmy do Amerykanów. Mamy swój komiks kryminalny. Rzec by można: socjalistyczny komiks. Zaangażowany. Bo nie o kapitalistycznych detektywach, lecz o dzielnych tajniakach z MO. Komiks bez Johnów, Czarnych Tomów, Scotland Yardu, sierżanta Kinga z kanadyjskiej królewskiej konnej. Za to z kapitanem Żbikiem z Komendy Głównej MO, porucznikiem Olą i portierem Marciniakiem, który już na pierwszej stronie "dostaje w czapkę". Czyn przestępczy nie musi zaistnieć w Chicago. Tarłów to też fajne miejsce dla takiej hecy. A więc: "...wyłaniający się zza chmur księżyc oświetla postacie czterech mężczyzn. Trzeszczą gałęzie kilkusetletnich dębów, sypią się liście. Słychać stukanie do drzwi: Marciniak otworzył i już na pierwszej stronie "dostał w czapkę". Giną złoto, drogocenne przedmioty z zabytkowego zamku w Tarłowie. Cóż dalej? "Samochód hamuje z piskiem opon przed komendą Powiatową MO", co od razu wprowadza nas we właściwy klimat. Ten pisk, te opony... Ale polski komendant z polskiego powiatu nie lubi się przepracowywać: "Że też to się musiało na nas zwalić..." Na szczęście przyjedzie kpt. Żbik z Komendy Głównej i zdejmie odpowiedzialność z powiatowego komendanta, który znów powróci do swoich codziennych zajęć, a więc do konferencji, narad. A kpt. Żbik rozmyśla bardzo sensownie, choć po polskiemu: "Dla mnie jest jasnym, że przedmiotów nie ukradziono po to, żeby się nimi napawać w zaciszu". W tym samym czasie szef bandy do swojego człowieka: "Niech pan pamięta - środa, Grand Hotel, 'Cocktail-Bar'. Gdy piosenkarka zaśpiewa: 'Przytul mnie mocno', do baru podejdzie osoba, która powie: 'Podwójną szkocką, tylko bez sody'. Niech pan proponuje powtórzenie kolejki". Tu po raz pierwszy oponuję: porządny bandzior, polski bandzior, nie będzie się tak umawiał. Skąd bowiem gwarancja, że tego dnia nie zabraknie sody? Nie takie rzeczy zdarzają się w polskim handlu. Mniejsza o drobiazgi, bo oto autor znów napawa nas znakomitą polszczyzną: "Przywlekła za sobą obstawę" i równie znakomitym stylem: "Czy może pan przetrzymać trochę psa? Ja muszę zrobić parę zdjęć. A on zacznie szaleć". Ale zanim zacznie szaleć pies, bandyci sobie zaszaleją. Pobiją w lesie milicjantów i już. Na szczęście przez las wędrowali według azymutu, a jakże (!) harcerze. Gdzie nie radzi MO, zaradzą harcerzyki. Pomogą więc nasze dzielne chłopaczki milicjantom.

Pierwszy numer Ryzyka (Wydawnictwo "Sport i Turystyka") kończy się wyjęciem leworweru dziesięcioosobowego przez jednego z bandytów. Za miesiąc znów będzie można napawać się Ryzykiem. Ale beze mnie. Oponuję. Nie kupię. Rezygnuję z tej bzdury, panie autor, a w ogóle panie autor to... przytul mnie pan mocno.

Ryszard Smożewski

Artykuł dostarczył Janusz Pawlak.

Powrót